NIEDZIELA  Msza św. z kościoła Zmartwychwstania Pańskiego o godz 10:00 i 19:30.

 

 ks.MaciejGawlikKsiądz Maciej Gawlik

Skąd Ksiądz do nas przybył?
Z Wiednia, zacnej stolicy austriackiej, gdzie przez siedem lat byłem w duszpasterstwie polonijnym,.

A urodziłem się na Kaszubach na Pomorzu Gdańskim. Przez dwa lata mieszkałem w Krokowej k. Pucka, potem przenieśliśmy się całą rodziną do Lubania k. Kościerzyny. Tam płynęła moja młodość, tam dorastałem i poznałem Zmartwychwstańców i zmieniło się moje życie. W Lubaniu Pan Bóg mnie powołał. W 1986 r. była kropka na „i”, a to „i” czułem rok, dwa lata wcześniej. To była dosyć szybka piłka, krótkie rozegranie. Nie było żadnych dramatów, szamotania się, ani wątpliwości. Potem matura, seminarium, nowicjat, święcenia, kapłaństwo.
Muzyka jest dla mnie
Z racji wieku, który już mam, coraz częściej jest powrotem do przeszłości, do pięknych chwil, kiedy jako młody człowiek chodziłem na różne koncerty, np. w Krakowie. Przed maturą, w latach 80-tych bywałem na koncertach rockowych. Słucham dzisiaj nagrań z tamtych czasów z wielkim sentymentem. Mówię sobie: kiedyś to była muzyka. Lubię to osadzenie w rzeczywistości, teksty, które się znakomicie zna, instrumenty. które wiadomo, jak zagrają. muzyków, wokalistów. Otwierają się szufladki w mózgu czy w sercu i to jest dobre.
i czasami wracam do sukcesów muzycznych, które mam na koncie.
Niesprawdzone wiadomości. Co prawda z zespołem kleryckim, który wywołał sensację (śmiech), przeszliśmy raz eliminacje podczas Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie, ale przepadliśmy w finale. To było w klubie „Pod Jaszczurami”. Radości było sporo. Wcześniej awans na ten festiwal i przez to awans do kariery zdobyła Ewa Demarczyk czy Grzegorz Turnau. W zespole grał też ksiądz proboszcz. W sumie mało ćwiczyłem, jestem muzycznym samoukiem i tak już zostanie. To była piękna historia.
Bardzo lubię historię…
dziewiętnastowieczną. Tak, bardzo lubię. Ona jest trochę symbolem, tego co teraz przeżywamy. Ludzie nie mieli wolności, tej pełnej politycznej. Byli pod zaborami – pruskim, austriackim, rosyjskim. Czekali na tę wolność. Organizowali się. To tak, jak ze zmartwychwstaniem, które przyjdzie na mnie, na panią. Zanim przyjdzie, trzeba się sprężyć, przygotować, żeby głos Pana nas nie zaskoczył. Ponoć to będzie trąba. Na głos trąby trzeba być czujnym.
Temat mojej pracy doktorskiej brzmi...
„Ojciec Piotr Semenenko na tle epoki w świetle jego dzienników od 1851 do 1886 roku”. Wybrałem XIX wiek. Piotr Semenenko to współzałożyciel mojego zakonu. Życie miał niepospolite, ciekawe i mnóstwo się w nim działo. To jest fascynujące – czytać czyjś dziennik.
Chętnie podróżuję...
na Ogrody, Rynek Jeżycki i z powrotem, ale też pociągiem, do domu, do rodziców. Dzięki temu, że jestem w Polsce, mogę odwiedzać rodziców. Dzisiaj podróżuję trzykrotnie rzadziej niż w Wiedniu. Lubię swój klasztorek na Santockiej i moich współbraci.
Czy zaczepia Ksiądz ludzi w pociągu?
Nie zaczepiam, staram się nie naruszać ich spokoju. Chciałbym być dla nich niewidoczny.
Ulubiony święty
Jest kilku. Ostatnio Albert Chmielowski. Nie umiem go naśladować. Miał niesamowite życie. Przy okazji przygotowań do bierzmowania znalazłem też bardzo dobry film o Filipie Nerim. To był zwykły prosty człowiek, który kochał Pana Jezusa i „tracił” czas dla dzieci. Dla mnie to też wzór nie do osiągnięcia. Ale to nie przeszkadza mi go podziwiać. Trzeci święty to od początku ks. Jerzy Popiełuszko. Będąc młodym człowiekiem byłem świadkiem jego wystąpień, słuchałem jego kazań przez radio Wolna Europa. Potem, jak wszyscy którzy słuchali tego radia, przejmowałem się jego losem. Pewnego dnia pojawiła się wiadomość o śmierci. Na światło dzienne zaczęły wychodzić różne fakty, zresztą do dzisiaj wychodzą… Niesamowita jest aktualność jego kazań. Zawsze miał ludzi wokół siebie. Zasadniczo ludzie bardziej sobie pomagali. Wtedy jakoś bardziej Polak Polakowi był bratem.
Ks. Jerzy Popiełuszko nadał nowe znaczenie sprawom społecznym.
Tak, jeśli obdarzę kogoś uśmiechem, jabłkiem, albo kawałkiem rozmowy, dam dwa lub 50 złotych, to będę robić politykę. Ks. Jerzy chętnie angażował się w sprawy społeczne.
Radiem zainteresowałem się...
w 2010 roku. Szczegółów nie pamiętam, ale sam chyba doszedłem do wniosku, że czas już mówić do mikrofonu. Oczywiście na początku trzeba było kupić mikrofony i trochę sprzętu, zmagać się z całkowicie amatorskim podejściem do tematu. Polskie, internetowe Radio PMK Wiedeń dalej jest amatorskie i mam nadzieję, że takie zostanie. Na starcie było też wsparcie ojca Jana Kaczmarka z Poznania, który wtedy był w Austrii i dwójki trojki świeckich ludzi, którzy na wariata przychodzili na audycję. Chcieli mówić o tym, co się dzieje u nich we wspólnotach. Razem komentowaliśmy ogłoszenia duszpasterskie, opowiadając o ich treści szerzej niż na Mszy Świętej. Były tematy, które nas dotyczyły – sprawy społeczne, biblijne, liturgiczne i historyczne. Kiedyś gościliśmy konsula RP. Pytaliśmy go, co to znaczy być politykiem, dyplomatą. I tak radio dla Polaków trwa do dziś, chociaż w Wiedniu już mnie nie ma. Za moich czasów powstało ponad 280 audycji, które emitowaliśmy zawsze w poniedziałki, czy się waliło, czy paliło, w deszcz, grad, upał… A jak mnie nie było, to był na szczęście ktoś inny.
Co dali Księdzu na do widzenia polscy wiedeńczycy?
Dostałem mikser studyjny o połowę mniejszy niż ten, który był w Wiedniu, ale mikser. To z rzeczy materialnych. Były też modlitwy, dobre słowa i łzy.

Dobrze, to porozmawiajmy o Radiu Studnia, które ma nadawać ze Smochowic.
Godzina w tygodniu, stały termin, najprawdopodobniej środa. Ale proszę zauważyć, że od kilku tygodni ze strony internetowej parafiamaryi.pl można już słuchać rozważań ewangelicznych montowanych przez nas, tu w parafii. To jest moja działka. Mam nadzieję, że będziemy raz w tygodniu próbować o czymś rozmawiać.
Pewnie będziemy próbować robić radio globalne, bo skoro Poznań, skoro Wiedeń...
Chociaż Wiedeń to już dla mnie czarno-biały film, prawie z rysami i z dużą ilością mgły na ekranie.
Ale Zmartwychwstańcy i Polacy są jeszcze w kilku miejscach na Ziemi.
Są, owszem, ale czy my ich zainteresujemy w powodzi różnych radiostacji i tego wszystkiego, co się dzieje w mediach?
Zaczynamy od Parafii im. Maryi.
Zaczynamy od zera.
Boże Narodzenie, które mam w sercu, które wspominam, na które czekam...
Nie czekam na żadne. Bóg się rodzi dla mnie codziennie i ja dla Boga też, chociaż to drugie z większym oporem. Oczywiście, mam w sercu święta spędzane w domu, z lat dziecięcych, niepowtarzalne. Pewnie każdy ma, kto dorastał w pełnej miłości rodzinie. Dzisiaj nie ma już tamtych emocji. Teraz skupiam się na tym, żeby Pan Bóg rodził się w moich myślach, czynach, na co dzień.
Księdza Macieja wysłuchała Elżbieta Lachman

Początek strony